Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
kontemplacje - qaz00
#1
#1

No i stało się. Czarne Słońce okryło mnie swoim blaskiem po raz kolejny. A już tyle razy obiecywaliśmy sobie, że ten ostatni raz był naprawdę ostatnim. Największy dar i największe przekleństwo, nie ma ratunku. Tyle odkrytych dróg donikąd; tyle myśli błądzących tam, gdzie chłodna kalkulacja ściera się z nieposkromionymi marzeniami; tam, gdzie nikt nie powinien się znaleźć.


Wiecznie w pętli autodestrukcji, gorejącym marazmie.

Rozdział I. Dni, kiedy idea staje się wizją; pomysł zasiany na sprawdzonym gruncie, podlewany czystą pasją, majestatycznie wyrasta.

Jestem Tam, daleko;
A moje kolory tańczą ze mną
W jakimś dziwnym uścisku,
Tajemniczej mocy błysku.
Dlaczego oni wołają za mną?
Głośno niby, bez głosu tylko...

Rozdział II. Dni, kiedy wizja się rozmywa. Pomysł nie może się rozwijać, czegoś mu brakuje... ale przecież pole takie piękne, wody pod dostatkiem. Hmm... tylko to słońce takie... czarne?

Upojony prawdą, pozornie tylko widzianą;
Oto ja, jak beduin przed fatamorganą.
Byłem, widziałem, do domu wracamy;
Później dopiero zobaczysz, co my z tego mamy.
Koncept tak wspaniały, tak wyborny;
A jednak los jego marny...

Rozdział III. Dni, kiedy rozmyta wizja tworzy nowy obraz. Pomysł z zewnątrz martwy, ziemia rozpalona. No tak, pora sucha. Tylko dlaczego jest tak ciemno?

Pamiętasz te dni,
Kiedy wołałeś Ego
I odpowiadało coś więcej niż echo?
Teraz wyzwala cię Prawda,
Bezlitośnie wbijając nóż w serce.
Myślałeś, że masz już wszystko,
A przynajmniej to, co najważniejsze.
Albo chociaż ten pęd zmiany, reszta sama się ułoży.
Nie myślałeś.

Rozdział IV. Dni, kiedy nie ma żadnej wizji. Przyszedłeś po owoce pomysłu, lecz nie ma czego zbierać. No trudno, teraz trzeba posiać nowy pomysł.

Sny o potędze nie pozwalają zasnąć.
Co tu zrobić, co tu począć,
By ulepszanie świata zacząć?
Bądź sobą, to oczywiste!
Plan czytelny, cele proste;
Udam, że nie istnieją te zasieki ostre.
Niesiony skrzydłami idei znów polecę.
Jeśli nie wyjdzie, przecież nic nie stracę.
Tak się docenia syzyfową pracę.
Zasieki ostre, powrócę jeszcze.
Trudności, którymi pochłonięci są leszcze.
A mnie spotkanie z nimi za bardzo piecze,
By zwrócić uwagę, podjąć wyzwanie.
Niepotrzebne do świata realnego nawiązanie,
Kiedy w swoim własnym doświadczasz ciągłe epifanie.
Wszystko masz napisane, ty chuju jebany!
Znak ostrzegawczy zignorowany!
Jedziemy na pamięć, co za bezmyślność, o rany!
Kiedy widzisz problem, udaj, że go nie ma.
Teraz nie ma strachu, nie zje cię trema.
Życie na niby, moja bohema.

KONIEC KSIĘGI

...

Czarne Słońce - monolog: Koniec księgi? A tak, to tylko taki mój dowcip. Wracaj do rozdziału I, na pewno to zrobisz, ty zawsze mnie słuchasz. Tam przecież odnajdujesz swoje szczęście, co prawda nie wieczne, ale jedyne ci znane. Mógłbyś oczywiście odłożyć księgę na półkę albo zmienić jej treść... ha, teraz to pojechałem po bandzie! Ty, marna istoto bez kontroli nad własnymi słabościami, malarzu rzeczywistości, który pogubił swoje pędzle. Ty miałbyś tego dokonać? Nawet gdybyś odkrył jak to zrobić (mało prawdopodobne), to nigdy nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie "po co?". Wiesz, trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. A chyba nie zaprzeczysz, że było nam razem ze sobą dobrze przez te wszystkie lata. Lata spokoju i beztroski, wolne od wyniszczającego oceniania siebie i swojej roli w świecie. Wszystko to przekreśliłeś, kiedy uwierzyłeś społeczeństwu, które nazywa taki sposób życia egoistycznym. Tak, temu samemu społeczeństwu, które nadal szczerze nienawidzisz, maskując to swoimi planami wykreowanymi pozornie dla jego korzyści. Zmiana świata pod własne potrzeby pozostaje zmianą świata pod własne potrzeby, nawet gdy będziesz ją reklamować jako zmianę na korzyść wszystkich. Pozostaje pytanie, dlaczego wierzysz największemu wrogowi, a nie mnie. Opowiadałeś coś o zmianie perspektywy, rozłożeniu społeczeństwa na czynniki pierwsze, konkretniej jednostki. Że to niby one mogą dać ci inspirację do podjęcia walki o wewnętrzną przemianę. Piękne słowa, szkoda, że jednocześnie tak głupie. Chcesz porzucić wartości wyznawane przez lata, bo ktoś uświadomił cię, że jest jeszcze "coś poza tym"? Chcesz z bezpiecznej przystani wypłynąć na nieznane wody własnej psychiki, porzucić mistrzostwo w jednej dziedzinie, by zaczynać jako amator w innej, niekoniecznie lepszej? Ja jestem prawdą, logiką i rozsądkiem, fundamentem niezakłóconego emocjami postrzegania rzeczywistości. I ty śmiesz obrażać moją niezaprzeczalną spójność teoretyczną, proponując zanieczyszczenie jej inną myślą, bardziej powszechną, prymitywną, czasem wręcz zwierzęcą? Przypomnij sobie tę idiotyczną sytuację sprzed lat, kiedy... [w tym miejscu powinien się znaleźć piękny wiersz dotyczący pewnej osoby, która miała na mnie zadziwiająco duży wpływ, a osiągnęła to robiąc... nic (przynajmniej z punktu widzenia jej samej i każdego oprócz mnie). Niestety nie jestem jeszcze gotowy go zaprezentować, nie chodzi tu o kwestię jego ukończenia (kluczowe fragmenty powstały dość dawno), tylko o niebywały ładunek emocjonalny, oparcie na częściach mojej psychiki, których istnienie w niewystarczającym jeszcze stopniu rozumiem i akceptuję. Dlatego nadal zmuszony jestem chronić je przed światem, chociaż te mury są coraz cieńsze, chcę by zniknęły, ale to tak prosto nie działa. Potrzebna jest pomoc, może czegoś, może kogoś... Panie Czarne Słońce, okryłem się twoim blaskiem po raz kolejny, a teraz pozwólcie, że schowam się w swoim cieniu, po raz ostatni... ?]






#2

Witam siebie. Ewentualnie jakieś zagubione umysły, które trafiły tu przypadkiem, też witam. Swój aktualny stan psychiczny w skali 0-10, gdzie 10 to skakanie z radości, a 0 to poszukiwanie mocnego sznura lub najbliższego wysokiego budynku, oceniam na 2. Miało być źle, to jest. Lecimy z tematem.

Wstęp, czyli o co właściwie chodzi?
Jeśli to czytasz, to mogę tylko stwierdzić, że to nie jest tekst dla Ciebie. W sumie to nie jest dla nikogo. To taka dziwna próba spisania myśli, które normalnie by gdzieś uleciały i wróciły w najmniej odpowiednim momencie. Próba opisania demonów, które gdzieś są, choć ich nigdy nie widziano. Próba innego spojrzenia na pewne problemy, poszukiwania rozwiązania tam, gdzie nikt go jeszcze nie szukał. Nie ma w tym celu ani sensu, czyli dwóch najważniejszych dla mnie rzeczy. Ale ile razy można robić to samo. I patrzeć jak nic się nie zmienia...

Poprzednie kontemplacje:
Kontemplacje #1 (12.03.2018): https://pastebin.com/WEzjmfcS

Tworzę. Chodzi o znaczenie, styl sprawą drugorzędną, rymów będzie mało. To nie jest jakaś spójna opowieść, raczej różne tematy ze sobą wymieszane.

"Społeczeństwo"
Wyrwany z kojącej ciszy niespodziewanie
Nowy niewolniku świata, serdecznie witany
Wrzucony w wir wydarzeń radzisz sobie, jakoś
Oczy w ciebie wpatrzone surowe i proszące
Wszędzie te oczy, w twoich snach i na jawie
Wiesz, że nie masz tego, czego chcą
Lecz musisz mieć, będziesz szukał
Zmieniał się wbrew sobie
Zatańczysz, jak ci zagrają
Spełnisz każdą zachciankę
Do tego jesteś stworzony
Tylko spróbuj wątpić, tylko spróbuj zniknąć
Udać, że oczy nie widzą
Wtedy dopiero zobaczysz, co te oczy dają
Piękne nic, bez którego nie potrafisz żyć

"Dni, kiedy kot się smuci, że nie umie szczekać"
Wiem, że podążam swoją drogą. Coraz dalej i dalej od tych znanych terenów, gdzie wszyscy chodzą. Wiem, że tak jest dla mnie najlepiej, robię to, co lubię. Wiem, że mam piękne cele, wszystko się kiedyś uda. Trzeba być tym, kim najlepiej potrafi się być. Sobą. Gdyby tylko wszystko było takie proste... Są te dni, kiedy spoglądam na innych. Widzę ich szczęście, tak łatwo im przychodzi. Z sytuacji, których wolałem unikać, bo nie były na mojej drodze. Patrzę wstecz na swoje życie. Dziura. Gdzie te piękne wspomnienia, dlaczego mnie ominęły? Marnowałem czas, śmiejąc się w twarz innym. Moja droga miała być lepsza. Chyba coś nie wyszło... Idę dalej swoją drogą, innej nie znam. Poszukam brakujących wspomnień. Ale one już nie będą takie naturalne, szczere. Marna kopia. Wszystko ma swój czas, jeden właściwy. Za długo czekałeś, obiad ci się spalił. Głodny jesteś, zjesz spaleniznę. Widzę ich wszystkich, dlaczego mi przypominają? Kiedyś wyśmiani, teraz to oni się ze mnie śmieją.

"Wiem czego szukam"
Wiem czego szukam, po prostu jeszcze nie znalazłem
Żyję sobie spokojnie, przecież kiedyś znajdę
Wiem czego szukam, o, chyba coś dostrzegłem
To chyba nie to, wysoce wątpliwe
Złapać to trudno, brak pewności, wolę czekać
Wiem czego szukam, chyba jeszcze nie znalazłem
Ale idę dalej, znam się przecież
Wiem czego szukałem, nigdy nie znalazłem
Patrzyłem, jak cel ujawnia swoje oblicze
Będąc już daleko poza moim zasięgiem
Czy tak będzie zawsze?

"Paradoks ewolucji"
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak zabawne jest współczesne społeczeństwo. Takie postępowe, sprawiedliwe, rozsądne, jak samo o sobie myśli. Ono kompletnie nie zdaje sobie sprawy, że kroczy ku zagładzie. Nie widzi, co jest naprawdę ważne, od czego zależy przyszłość. Zastanówmy się, co sprawiło, że tak się rozwinęliśmy jako gatunek. Przecież to proste, dobór przydatnych cech. Jak ktoś nie umiał upolować sobie obiadu, to jego szkodliwe geny nie trafiały do kolejnych pokoleń. I wszystko było dobrze, rozwój trwał. W międzyczasie zaczęły się zmieniać wyznaczniki przydatności osobnika, polowanie zastąpiła praca i inne podobne rzeczy. Problem polega na tym, że kiedyś to natura decydowała, co zrobić z nieskutecznym człowiekiem. Nie dajesz rady, giniesz. Teraz rolę natury przejęło społeczeństwo i robi bardzo nierozsądne rzeczy. Nie radzisz sobie? Zasiłek! Odnosisz sukcesy? Wyższy podatek! Dlaczego pomaga się tym, którzy najmniej na to zasługują? Dlaczego wynagradza się bezużyteczność? Takie działania sprawiają, że teraz społeczeństwo wygląda dobrze, ale jednocześnie zamyka sobie drogę do dobrej przyszłości. Może jest w tym za wiele ogólników, lepiej to widać na prostym przykładzie. Weźmy genialne rozwiązanie polskiego rządu - 500+. Bardzo łatwo wyobrazić sobie jego skutek społeczny. Dla bogatych małżeństw, radzących sobie z funkcjonowaniem dzięki dobrym genom, ta kwota ma małe znaczenie, nic nie zmienia. Za to biedne małżeństwa dostają z ich punktu widzenia duże wsparcie, mniej się zastanawiają, czy podołają finansowo posiadaniu wielu dzieci. No i co się dzieje? W kolejnym pokoleniu będzie więcej potomków biedaków, którzy przejęli po nich mało przydatne cechy. Spadnie średni iloraz inteligencji, zostanie przeniesionych więcej tendencji patologicznych itp. Społeczeństwo będzie miało jako całość niższą wartość. Chyba nie o to w rozwoju chodzi.

"O tych, których nie lubię"
Wiesz co cię czeka, to jest tylko gra
Staranie przykrywasz tę rysę, nic nie ma
Fiolet i czerń na delikatnej skórze
Kłamią, to nie twoje barwy
Anioł z wyrwanymi skrzydłami
Szuka kogoś, kto przypomina kata
Tak, teraz wszystko na twoich zasadach
Prosisz o ból, na który zasługujesz
Chora fascynacja zmylonej duszy
Wiesz, że kryształy są po to, by lśnić
Nie każdy można wypolerować
Ale rozbity na kawałki też błyszczy
Wierzysz w siłę, dobrze ci znaną
Chcesz ją kontrolować
Wykorzystać do swoich celów
Zmienić skojarzenia
Teraz dławisz się wielkim
Symbolem zniszczenia i odrodzenia
Jak w transie, zastępujesz wspomnienia
Niewiele lepszymi, ale przez to nieobcymi
Upodlone ciało w ekstazie
Paradoks goni paradoks
Dostałaś co chciałaś
Dopiero później popłynie łza
Źle zrozumiałaś zasady gry
Bo ją zawsze przegrywasz

"Ekonomia rzeczy niematerialnych"
Z dzisiejszym społeczeństwem jest wiele problemów, ale niektóre z nich szczególnie mnie bulwersują. Jak to się stało, że sami sobie zabieramy największą szansę na rozwój? Kto wpadł na pomysł, że to, co można przy zerowym koszcie powielać i przynosi korzyści, może być niedostępne dla wszystkich i stać się narzędziem do zarabiania? Chodzi mi przede wszystkim o wiedzę zawartą w płatnych publikacjach naukowych, książkach, programy do profesjonalnych celów itp. Rozumiem, że są koszty wytworzenia tego wszystkiego, tyle że te koszty są niezmienne w zależności od ilości kopii. Spójrzmy na to tak. Producent oferuje licencję na używanie programu za 100$. Na zakup decyduje się 100 osób, producent zarabia 10000$. Dostęp do programu na 100 osób, jednak była kolejna setka osób, dla których cena jest zbyt wysoka. Zrezygnują więc one ze swoich planów użycia go, nie wykonają jakiegoś projektu, do którego był on potrzebny. Czyli świat się zmieni o tyle, ile wytworzyły osoby mające dostęp. A teraz wyobraźmy sobie inne rozwiązanie. Stwórzmy urząd państwowy do spraw finansowania rozwoju produktów niematerialnych. Rozdziela on pieniądze z podatków. Nasz producent programu dostaje oszacowanie, że gdyby sprzedawał swój program, zarobiłby 10000$. Urząd daje mu tę kwotę i każe udostępnić program za darmo. Teraz każdy, komu jest potrzebny program może go wykorzystać i czynić świat lepszym. Producent też nic nie traci. Bilans zmian wychodzi na +. Magia? Nie, rozsądna ekonomia. Szkoda, że tak mało osób to widzi...

"AvPD"
Jest taki stworek, co sobie w uchu żyje
W sumie nie przeszkadza, tylko sobie siedzi
Siedzi i podpowiada, bo to mądry stworek
Jako że w uchu, nie da się go nie słuchać
Stworek zawsze odzywa się znienacka
Idziesz sobie chodnikiem, przed sobą dostrzegasz znajomego
Stworek mówi: uważaj żeby cię nie zauważył, skręć
(może to nie był on, a w sumie nie mam o czym rozmawiać)
Jesteś głodny na uczelni, może byś coś zjadł
Stworek mówi: dziwnie wyglądasz jak jesz, nie musisz teraz przy ludziach
(przecież jem by żyć a nie odwrotnie, to nie takie ważne)
Musisz załatwić sprawę w urzędzie
Stworek mówi: a może będą problemy, nie idź to się nie dowiesz
(cholera, nowy dowód osobisty już ponad miesiąc na mnie czeka, kiedyś pójdę)
Ktoś dzwoni, może ważna sprawa
Stworek mówi: nie odbieraj, nic ważnego
(jak coś ważnego, zadzwoni jeszcze raz, a potem przyjdzie osobiście)
Chciałbym porozmawiać z nim, wydaje się ciekawą osobą
Stworek mówi: jeszcze zacznie źle o tobie myśleć, po co?
(wyobrażam sobie przebieg rozmowy dziwnie się na niego patrząc)
Powiedziałem komuś coś o sobie
Stworek mówi: on tego nie chciał słuchać, kto by chciał w ogóle?
(rozwiałem wątpliwości, teraz na pewno uważa mnie za dziwaka)
Myślę że może warto ubrać się modnie
Stworek mówi: wszyscy zauważą, a ty się przecież na modzie nie znasz
(po co zmiany, zaoszczędzę trochę i ogólnie lubię ten brak stylu, pasuje do mnie)
I tak dalej, i tak dalej...
Stworku, nie lubię cię, idź sobie ;_;

"Ważne pytania"
Dlaczego kiedy jest wszystko dobrze, boimy się, że coś się popsuje?
Dlaczego najpiękniejsze słowa najtrudniej przechodzą przez gardło?
Dlaczego brakuje nam odwagi, by zrobić to, na czym najbardziej nam zależy?
Dlaczego boimy się, że najbliższe nam osoby najbardziej mogą nas zranić?
Dlaczego tak trudno jest nam mówić o tym, co jest dla nas naprawdę ważne?
Dlaczego kiedy dostaniemy to, o czym marzyliśmy, chcemy czegoś więcej, a w trudnych chwilach dodatkowo się poniżamy?
Dlaczego marzymy, by nasze sprawy były prostsze, kiedy sami sobie je komplikujemy?
Dlaczego najtrudniej jest po prostu być sobą?

Miało być więcej ale zaraz zasnę, reszta innym razem, myśleć przecież zawsze można... i cierpieć. Bo jakoś te dwie rzeczy zawsze chodzą w parze.







#3

Witam siebie i ewentualnie kogoś jeszcze. Czas na kolejne kontemplacje, w sumie to jest kontynuacja poprzednich, tematyka dość podobna. Znowu będzie dość spontanicznie, może mało stylowo, ale chociaż szczerze.

Poprzednie kontemplacje:
Kontemplacje #1 (12.03.2018): https://pastebin.com/WEzjmfcS
Kontemplacje #2 (29.04.2018): https://pastebin.com/YeLJxYKg (tu jest wyjaśnione o co w tym wszystkim chodzi)

"O co właściwie chodzi - część druga"
Bo z poezją to tak jest, że jednocześnie dużo i mało wyraża. Potęgą metafory jest jej sens. Tyle że to nie jest jeden, niezmienny sens. Jest sens nadawcy, który obrazuje to, co on przekazuje, o czym myśli pisząc. Jest też sens odbiorcy, tak jak on rozumie to, co czyta. I właśnie na tej różnicy między sensem nadawcy i odbiorcy się wszystko opiera. Nadawca otrzymuje pewną wolność ekspresji, może wyrazić coś, czego normalnie by ne potrafił. Dlaczego? Bo pewne sprawy są zbyt trudne, mogą nieść zbyt nieprzewidywalne konsekwencje. Ale skoro są podane w taki sposób, że odbiorca sam nie wie, czy je dobrze rozumie, to problem trochę się zmniejsza. Poezja to sposób na kontrolę nad ujawnianiem prawdy. Znak tchórzostwa czy odwagi? Sam już nie wiem...

"Płynięcie donikąd"
Witaj, duszo piękna, wspaniała
Żyjąca jak wszystkie, błądząca jak żadna
Powiedz ty mi, ile w jednym miejscu jeszcze będziesz stała?
Mijają zimy, lata; pogoda brzydka i ładna
A ty czekasz, na co chyba nie wiesz sama
Prawdę płaszczem ignorancji okryłaś
I tak wisisz, jak obrazu pusta rama
Drogę zgubiłaś, cele odrzuciłaś
Oto ja, na swej łodzi przeciekającej
Podpływam do portu, tak blisko jak mogę
Do tej duszy, szczęścia pragnącej
Tylko ja wiem, tylko ja pomogę
Ty się nie martw, prosta sprawa
Wsiadaj śmiało, to nie może czekać
Przed nami nowa, wielka wyprawa
Świat będzie przed nami klękać

"Haxball - głębszy sens"
Tak, jestem tu z wami od lat. I wy też tu jesteście. Tysiące godzin męczenia pięciu klawiszy, odbijania piłki. Po co to wszystko? Pewnie sobie takie pytanie czasem zadajecie. Nie wiem jak wy, ale dla mnie to wszystko znaczy więcej niż się może wydawać. Pewnie myślicie sobie, co to jakiś qaz00, gra tylko sobie, raz na rok coś powie, plan jakiś napisze, dziwny trochę człowiek. A qaz00 ciągle myśli, ciągle walczy, ciągle coś czuje. Bo czym ten Haxball właściwie jest? Ja lubię to wszystko nazywać miniaturą życia. Jest tu wszystko. Walka o realizację celów, przeciwko innym oraz własnym słabościom. Kontakty, dyskusje z tymi, co się z nami zgadzają lub nie. Piękne chwile, których nie chcemy zapomnieć i niezliczone porażki. Nowi gracze się pojawiają, starzy odchodzą, każdy zostawia jakiś ślad. No więc czym to się właściwie różni od życia? Może tym, że tutaj ma się w większym stopniu kontrolę. Można odejść, można wrócić, żaden błąd nie będzie śmiertelnym. Wszystko jest prostsze, można szybciej zrozumieć zasady, nie popełniać tyle błędów. Czy ten Haxball to nie jest trochę łatwiejszą wersją życia, do której uciekamy nie radząc sobie z tym prawdziwym? Takim ratunkiem przed brakiem możliwości znalezienia sobie swojego miejsca? W pewnych chwilach potrafi wręcz cały ten świat zastąpić. Kiedy nie ma się nic ważnego, to nawet gra może stać się ważna. I zapewniam was, więcej dla mnie znaczycie niż pokazuję, moi bracia i siostry. Dziękuję wam za to że tu jesteście, w tej pięknej ucieczce, która pomaga zapomnieć, pomaga uszczęśliwić. https://imgur.com/a/xlm13nJ ^_^

"To powstało przy innej okazji, ale tu pasuje"
1. Tak naprawdę to ja dużo rzeczy chciałbym robić, o wielu rzeczach chciałbym powiedzieć, ale jakoś tak nie mogę. Kiedy zależy mi na czymś, co jest dla mnie w pewien sposób trudne, nie mam w tym doświadczenia to zamiast postarać się to zmienić robię coś odwrotnego. Mój umysł podsuwa mi najgorsze scenariusze, tylko to co się może nie udać. I siedzę, rozmyślam, układam marzenia na takiej zakurzonej półce w moim sercu i patrzę jak wszystko ucieka, te marzenia, cele, całe życie, wszystko. Tak jakby moje działanie miało być jakąś obrazą dla całego świata, taki strach przed popsuciem czegoś. Nie rozumiem siebie.
2. Chyba tu chodzi o to dążenie do perfekcji, tylko takie trochę nieświadome, co się pojawia tak bez powodu i wszystko niszczy. Nie wiem jak możesz pomóc, to jest taki wielki problem, który tak wisi nad moim życiem od lat i we wszystkim miesza. Trochę jakbym nie potrafił być sobą, bo coś mi podpowiada że lepiej jest, jak jestem nikim. Nic nie robiąc nic nie zepsuję, strach przed zmianami, niezrozumieniem, wyśmianiem.
3. Nie masz też tak, że ludzie wydają się trochę jak takie piękne krainy ukryte za wysokim murem? Stają na przeciw siebie dwa takie mury - ludzie i zastanawiają się, czy ta kraina za tym drugim murem przypomina tę, jaką on sam ma za swoim murem. Najważniejsze jest ukryte. Zwykłe pytania odbijają się od muru, a te niezwykłe nie przechodzą przez mur pytający, nie mogą być zadane.

"Podpisany krwią i łzą"
Szukam odpowiedzi, tam gdzie ich nie ma
Chcę tylko wejść do Twojego umysłu
Wziąć niepostrzeżenie co chcę, nic nie zepsuć
I wszystko już będzie dobrze, zagadka się rozwiąże
Czy tam jest to, czego szukam
Ale umysł zamknięty, bez włamania się nie uda
Ja nie jestem złodziejem, nie potrafię tak
Do mnie się można włamać, zapraszam
Ale Ty też tego nie zrobisz...
I zostawię tylko liścik, podpisany krwią i łzą
I odejdę tam, gdzie mnie wszyscy chcą
A potem Ty, trzymając w ręku liścik
Podpisany krwią i łzą
Wszystko zrozumiesz i też odejdziesz
I ludzie w czerni tylko fałszywie się zasmucą


Wystarczy...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości